W Radziechowach odbyły się 15. Wojewódzkie Wyścigi Wózków Nieprofesjonalnych, a także 17. integracyjny rajd "Razem raźniej", organizowane przez stowarzyszenie "Dzieci Serc".

Każdy, kto dotarł do mety, otrzymywał medal, najlepsi - puchary i nagrody rzeczowe. Nagrodą dla wszystkich uczestników i kibiców była niepowtarzalna radość na szczycie Matyski. Organizatorem wyścigu było Stowarzyszenie "Dzieci Serc" im. bł. o. Michała Tomaszka, które działa od 2000 r. w Radziechowach, a skupia dzieci i młodzież niepełnosprawną z różnych stron Żywiecczyzny.

- Nie mamy żadnych ograniczeń, a dołączają do naszej rodzinki osoby, które po prostu tego potrzebują - tłumaczy Jadwiga Klimonda, szefowa stowarzyszenia i niestrudzona inicjatorka licznych wydarzeń integracyjnych: rajdów, pielgrzymek, patriotycznych Zaduszek Narodowych i biegów "Tropem Wilczym", wycieczek, obozów rehabilitacyjnych czy paraolimpiad. Mają one różnorodny charakter: sportowy, patriotyczny, religijny, ale łączy je ta sama myśl. - Chodzi o to, żeby dać jeszcze jedną sposobność wyjścia z domu, spotkania z ludźmi i przeżycia radości. Nie mam wątpliwości, że to w życiu wielu naszych niepełnosprawnych jest naprawdę ważne - dodaje pani Jadzia.
Jadwiga Klimonda od lat troszczy się o "Dzieci Serc".
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

- Bardzo lubię przyjeżdżać na te wyścigi i rajdy na Matyskę. Tu się sporo dzieje, zwykle wracam z medalem. Najważniejsze w nich jest to, że można być między ludźmi, porozmawiać z różnymi osobami. Mam 34 lata, poruszam się tylko na wózku i na co dzień cały czas siedzę w domu. Dojazd do domu mam dość trudny, więc rzadko mam takie okazje, żeby się gdzieś wybrać - przyznaje Bożena. W domu najczęściej sięga po szydełko. Robi misterne koronki, a na wyścigach wszyscy podziwiali jej piękną, własnoręcznie wykonaną torebkę. I to uznanie innych też jest potrzebne...

Każdy jest tu witany po imieniu, bo spotykają się tak często, że wszyscy znają się świetnie. Marysia, Józia, Ania, Sebastian, Andrzej, Darek, Wojtek i wielu innych niepełnosprawnych podopiecznych ma w ten sposób pewność, że są u siebie i oni są tu najważniejsi.

- To już prawie 20 lat temu spotkałam niepełnosprawną Anię. Szłam z moimi uczniami na ekologiczną akcję sadzenia wikliny nad Sołą, a Ania towarzyszyła babci przy pracy w polu. Zapytała, czy może iść z nami - i poszła. Pracowała jak inni, a przy pożegnaniu podziękowała za ten dzień i zapytała, czy może się z wdzięczności przytulić. To pytanie było dla mnie jak grom, bo z wstydem uświadomiłam sobie, że dotąd nie pomyślałam, jak bardzo takie dzieci jak ona potrzebują bycia razem z innymi. I tak to się zaczęło - wspomina pani Jadzia.

Z czasem zaczęły się wokół niej gromadzić inne dzieci i tak powstało stowarzyszenie "Dzieci Serc". Dziś ma ono wielu przyjaciół. To sympatycy, którzy pomagają w organizacji poszczególnych wydarzeń.
Podziękowanie za udział w rajdzie dla uczniów Zespołu Szkółim. ks. St. Gawlika w Radziechowach
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

W rodzince "Dzieci Serc" jest więc i cała gromada sponsorów, którzy fundują poczęstunek czy nagrody rzeczowe na zawodach, i pan Tomek, ratownik GOPR, który zawsze dba o bezpieczeństwo uczestników integracyjnych pielgrzymek "Ogień Lolek" z Bielska-Białej na Matyskę, i ks. Krzysztof Ciurla, który od lat wędruje z tymi pielgrzymami i odprawia dla nich Mszę św. w kaplicy pod Krzyżem Jubileuszowym.

W kolejnych integracyjnych rajdach "Razem raźniej" w wędrówce na Matyskę wraz z niepełnosprawnymi, którzy mogą się tu pojawić bez względu na stopień niepełnosprawności, uczestniczy też pełnosprawna młodzież.

W tym roku dołączyli uczniowie Zespołu Szkół im. ks. Stanisława Gawlika w Radziechowach pod opieką Joanny Motyki, dla których przewidziano specjalne zadania, w tym wykonanie historycznej żołnierskiej czapki. - Często jest z nami młodzież z Zespołu Szkół Agroturystycznych i Ogólnokształcących z Żywca-Moszczanicy. Dziękujemy za tę obecność. Dzięki niej możemy poczuć, że nie jesteśmy sami - mówią członkowie stowarzyszenia.

Liczy się serce

Jak przekonuje Jadwiga Klimonda, żeby coś dobrego zrobić, wcale nie potrzeba wielkich pieniędzy.

- Najważniejsze jest okazane serce, poświęcony czas, a satysfakcja, jaką daje uśmiech podopiecznych, jest nagrodą wielokrotnie przewyższającą każde staranie - przyznaje pani Jadzia.

Tego doświadczają przyjaciele "Dzieci Serc". Należy do nich choćby Jan Gołek z Brzuśnika, jeden z wiernych wolontariuszy, który od lat przywozi na wyścigi do Radziechów gołębie.

To symboliczny znak więzi z patronem stowarzyszenia, bł. o. Michałem Tomaszkiem, męczennikiem z Peru, znanym ze szczególnej więzi z dziećmi niepełnosprawnymi. Jak wspominają świadkowie, gołąb ciągle siadał na jego trumnie podczas pogrzebu, a inny pojawił się przy jego krewnych i na sarkofagu o. Michała na uroczystościach beatyfikacyjnych.

Pan Jan wraz z żoną przywiózł i w tym roku trzy skrzynie z gołębiami. Ich uroczyste wypuszczenie przy stacji Golgoty Beskidów było sygnałem rozpoczęcia biegu głównego wyścigów na wózkach - a dla wszystkich bardzo wzruszającą chwilą. Jak przyznają państwo Gołkowie, dla tej jednej chwili warto było poświęcić czas i pracę.

Pod koniec czerwca podopieczni "Dzieci Serc" gościli w Konarach pod Krakowem, gdzie Bonifraterska Fundacja Pomocy organizowała historyczne inscenizacje z udziałem osób niepełnosprawnych, podobne do tych, na które w pierwszą sobotę października "Dzieci Serc" zapraszają do Radziechów podczas Zaduszek Narodowych.

Mają też przyjaciół za granicami kraju, m.in. w kręgach polonijnych w Szwecji. Są wśród nich także członkowie Polonijnego Klubu Aktywności Sportowej z Wiednia, którzy zaprosili podopiecznych radziechowskiego stowarzyszenia na Kahlenberg, a w tym roku, w ramach swojego biegu upamiętniającego odsiecz wiedeńską, przybiegną też na Matyskę.

Wdzięczność Bogu i ludziom

Po wiosennej pieszej pielgrzymce "Ogień Lolek" następną okazją do rekolekcji w drodze będzie sierpniowa piesza wędrówka na Jasną Górę, gdzie "Dzieci Serc" chętnie się modlą, zawierzając wstawiennictwu Matki Bożej swoje sprawy i dobrych ludzi, których Bóg postawił na ich drodze.

- A w lipcu na wakacyjną czterodniową wyprawę wypoczynkową wybieramy się w rodzinne strony nieżyjącego już radziechowskiego proboszcza ks. Stanisława Gawlika, który okazywał nam zawsze wiele życzliwości. Odwiedzimy jego parafię w Małej Wsi koło Wieliczki, gdzie podziękujemy rodakom za tego kapłana. Odwiedzimy grób jego mamy, Józefy, która też nam pomagała. A po drodze zajrzymy do kopalni soli. To będzie trudne, by nasze dzieci na wózkach tam mogły dotrzeć, ale za to będzie to dla nich niezapomniana przygoda. Oczywiście nie zapomnimy zatrzymać się w Krakowie, gdzie zwiedzimy Wawel, z królewskimi komnatami i zbrojownią. Będziemy też w Niegowici, gdzie wikarym był ks. Karol Wojtyła i gdzie chcemy podziękować za naszego świętego papieża - wylicza Jadwiga Klimonda.

Bo do najcenniejszych skarbów "Dzieci Serc" należy ich szczera wdzięczność. I to, że zamiast się skarżyć na swój los, potrafią dostrzec to, co w nim dobre, a swoją wdzięcznością i wrażliwością budują innych.

Tak jak Darek na wózku, gdy panią Jadzię nazywa mamą, a do innych przyjaciół "Dzieci Serc" dzwoni, by zapytać o zdrowie. - Taki telefon od Darka stawia nas nieraz na nogi - przyznają wolontariusze. Albo Ania, gdy niespodziewanie obejmie i przytuli. I Patryk, który nie potrafi powiedzieć słowa, ale za to jego uśmiech mówi wszystko...

- To, jak mocno pamiętają każde dobro, mobilizuje. I chociaż sił czasem brakuje, wciąż stajemy na nowo do tego wyścigu dobrych serc - mówią.
 

bielsko.gosc.pl